niedziela, 23 października 2011

XXX Niedziela Zwykła, Wj 22.20-26; Ps 18,2-4.47.51ab; 1 Tes 1,5c-10; J 14,23; Mt 22,34-40

„Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”

Spośród różnych rzeczy głoszonych przez Jezusa przykazanie miłości jest chyba najłatwiejsze do „przełknięcia” dla dzisiejszego świata – przecież dziś jak nigdy wcześniej w historii wszyscy chcą kochać i wszyscy chcą być kochani, wszyscy wiedzą że tylko miłość daje szczęście (nie pieniądze, nie kariera, nie władza…), wszyscy marzą o wielkiej miłości, szukają miłości swojego życia albo przez całe życie na nią czekają... Wystarczy obejrzeć jakąkolwiek hollywoodzką „komedię romantyczną” żeby wejść w ten klimat marzeń dzisiejszego człowieka – nieraz tak słodki że aż mdli…

Więc, żeby rzucić trochę soli w ten słodki obrazek (a sól, jak wiadomo, często jest dla nas solą w oku, ale to ona nadaje smak naszemu życiu i chroni przed zepsuciem…), chciałbym zwrócić uwagę na dwie sprawy:

1.Po pierwsze, jedno wyrażenie z 1 Listu do Tesaloniczan, niestety nie z tej niedzieli tylko z zeszłej: święty Paweł pisze do swoich adresatów, że kiedy ich wspomina, zawsze dziękuje Bogu za ich „dzieło wiary,    
t r u d   m i ł o ś c i   i wytrwałą nadzieję”. „Trud miłości” – niby banał, ale dużo mówi. Miłość to w pierwszej kolejności nie czułe słówka, słodkie uniesienia i patrzenie sobie głęboko w oczy, ale to trud. Konkretny, niemal fizyczny trud przekopywania się do siebie nawzajem, przewalania gruzu bylejakości i lenistwa, kruszenia skał egoizmu i drobnych przyzwyczajeń, które mają dla nas wartość niemal dogmatów wiary, rozbijania pokładów fałszu, który tkwi w nas bardzo głęboko – po to, by wreszcie dokopać się do drugiej osoby. Cała słodycz miłości jest pięknym darem Pana Boga, ale bez zgody na trud pozostanie tylko krótkotrwałą iluzją…

2.Druga sprawa – Jezus mówi, że pierwsze jest: „Będziesz miłował Pana, Boga swego...”. Wzrastanie w wierze i umiłowaniu Boga jest jedyną szkołą, w której możesz się nauczyć prawdziwej miłości, także tej zwyczajnej, ziemskiej, o której w głębi serca marzysz. Być może jednak boisz się, że jeśli zaczniesz na serio kochać Boga, to w Twoim sercu nie będzie już miejsca dla tych ludzi, którzy dziś są Ci tak bliscy. Ten lęk nosi w sobie wielu ludzi. Dobrze wiedział o tym obecny papież, skoro w dniu inauguracji swojego pontyfikatu skierował do młodych takie słowa:

„Czyż my wszyscy nie boimy się w jakiś sposób, że jeśli pozwolimy całkowicie Chrystusowi wejść do naszego wnętrza, jeśli całkowicie otworzymy się na Niego, to może On nam zabrać coś z naszego życia? Czyż nie boimy się przypadkiem zrezygnować z czegoś wielkiego, jedynego w swoim rodzaju, co czyni życie tak pięknym? (…) Kto wpuszcza Chrystusa nie traci nic, absolutnie nic z tego, co czyni życie wolnym, pięknym i wielkim. Nie! Tylko w tej przyjaźni otwierają się na oścież drzwi życia. (…) Tylko w tej przyjaźni doświadczamy tego, co jest piękne i co wyzwala. (…) Nie obawiajcie się Chrystusa! On niczego nie zabiera, a daje wszystko. Kto oddaje się Jemu, otrzymuje stokroć więcej.”

Jest taki epizod z życia kardynała Wyszyńskiego: w czasie kiedy dogasało Powstanie Warszawskie, przyszły Prymas przebywał w Laskach jako kapelan Armii Krajowej. Pewnego dnia, spacerując po lesie i być może zastanawiając się nad tym, do czego Bóg go wezwie w nadchodzących, trudnych latach, znalazł przyniesioną przez wiatr, nadpaloną kartkę z Pisma Świętego. Jedyne słowa, jakie pozostawały czytelne na zwęglonym papieże, brzmiały: „będziesz miłował…”.

Być może dzisiaj Ty zastanawiasz się, do czego Ciebie Bóg powoła w nadchodzących latach. Pamiętaj, że jakąkolwiek formę przyjmie Twoje życie, jest jedno powołanie pierwsze i najważniejsze, w którym dopiero konkretne „powołania” mogą zapuścić korzenie i czerpać z niego soki: „Będziesz miłował…”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz