poniedziałek, 10 października 2011

Kilka uwag o czytaniu Biblii cz.4


4.Wróć do tekstu i spróbuj zobaczyć, że on mówi także o Tobie.

W drugiej części tych rozważań podałem przykład tego, jak można odczytać w tekście biblijnym różne poziomy znaczeń, odwołując się do powiązań jakie istnieją między poszczególnymi księgami. Odwołałem się do fragmentu Ewangelii o kuszeniu Jezusa, odczytując go w świetle opisanej w Księdze Wyjścia wędrówki Izraela przez pustynię. W świetle tych wydarzeń pustynia ukazała się jako miejsce doświadczenia skrajnie trudnego, ale zarazem miejsce, gdzie człowieka wyprowadza sam Bóg, w momencie przełomowym dla jego życia, gdzie człowiek nieraz, jak Izrael, tęskni za tym co zostawił za sobą, a podlegając pokusom uczy się prawdziwej wolności opartej na zaufaniu Bogu.

To wszystko oczywiście nie ma na celu powiększenia erudycji biblijnej. Pismo Święte czyta się miedzy innymi po to, żeby zyskać nowe spojrzenie na swoje życie, tzn. zobaczyć je jako część tej samej Opowieści, która zaczyna się Księgą Rodzaju, a która punkt kulminacyjny zyskuje w osobie Jezusa; opowieści o Bogu, który mówi do człowieka, i o człowieku, który wychodzi Bogu na spotkanie; opowieści pełnej sensu, w której to, co przypadkowe i niezrozumiałe, nie ma ostatniego słowa.

Czasami nazywa się to lekturą egzystencjalną – chodzi w niej o odczytanie poszczególnych wydarzeń swojego życia jako wydarzeń historii zbawienia. Albo inaczej – o usłyszenie tego, co w danym momencie przez dane słowo Pisma Bóg mówi do mnie. Ponieważ usłyszenie tego jedynego Głosu pośród innych, które odzywają się w naszym wnętrzu (nieraz jak na złość właśnie wtedy, kiedy najbardziej pragniemy ciszy i wewnętrznego skupienia), nie jest wcale łatwe, chciałem podzielić się tutaj kilkoma uwagami praktycznymi:

1.Nie można podchodzić bezkrytycznie do tego, co nam się wydaje być głosem Boga, przemawiającego do nas z kart Biblii. Na początku trudno jest wyłuskać go spośród różnych naszych myśli i autosugestii. Myślę, że dystans jest szczególnie ważny w przypadku bardziej radykalnych wniosków, które miałyby poważny wpływ na nasze życie. Wtedy naprawdę warto się skonsultować np. ze spowiednikiem albo kierownikiem duchowym, albo nawet z kimś bliskim, do kogo mamy zaufanie. Na tym między innymi polega to, co różni nas od protestantów – Biblię czytamy zawsze we wspólnocie Kościoła (nawet jeśli ta wspólnota fizycznie nam akurat nie towarzyszy).

2.W czytaniu Biblii bardzo pomaga dobra znajomość samego siebie. Wtedy łatwiej jest uwolnić się od pewnych nieświadomych barier, które mogą zagłuszać głos Pana Boga w nas. Wiadomo, że np. człowiek o skłonnościach depresyjnych z trudem będzie mógł odczytać w Biblii słowa otuchy i aprobaty, natomiast osoba o źle uformowanym sumieniu może mieć problem z odczytaniem w niej wezwania do nawrócenia i zmiany życia – tymczasem być może są to najważniejsze słowa, które Bóg kieruje akurat do tych ludzi. Nie ma co wpadać w drugą skrajność i tracić zupełnie do siebie zaufania, ale świadomość własnych ograniczeń (nawet jeśli nie jesteśmy w stanie ich zmienić) bardzo pomaga w dotarciu do prawdy.

3. Odczytany przez nas sens danego fragmentu może mieć dla nas różne znaczenie – może dodawać otuchy, pocieszać, uświadamiać nasz grzech, zachęcić do działania, czy po prostu wprowadzać nas głębiej w Tajemnicę Boga. Jedno jest ważne – zawsze jest to słowo, które kieruje do nas Bóg, który nas kocha. Ojcowie Kościoła używali nieraz na określenie całego Pisma Świętego słowa Ewangelia (gr. eu-angelion = dobra nowina), bo wiedzieli, że w całości jest ono dobrą nowiną dla ludzi. I także o tym warto pamiętać.

4.Zdarzało się i zdarza do dziś, że usłyszane słowo owocuje u kogoś radykalną przemianą całego życia – znane są życiorysy świętych, którzy usłyszawszy w Kościele słowa Jezusa: „idź, sprzedaj wszystko co masz i rozdaj ubogim”, faktycznie sprzedawali wszystko i szli na pustynię, by tam szukać Boga. Mam jednak wrażenie, że najczęściej, kiedy  Bóg do nas mówi, chce zwrócić uwagę raczej na pewną ciągłość naszego życia, na to, że ma ono sens jako całość – zarówno przeszłość, jak i przyszłość. Dlatego nieufnie podchodziłbym do wniosków typu: „o, Pan Bóg mi powiedział, że do dziś moje życie było beznadziejne, od jutro wszystko zmieniam i będzie lepiej”. Warto pamiętać, że tylko przeszłość zaakceptowana i włączona w sens przestaje potajemnie nami rządzić.

5.Napisałem powyżej, że lektura Biblii ma nam pomóc doświadczyć tego, że nasze życie jest częścią Opowieści, że ma sens i cel, nadany mu przez Boga. Oczywiście nie chodzi tu o żadną tanią sztuczkę, o stworzenie sobie wirtualnej rzeczywistości, w której chronilibyśmy się przez niepewnością i problemami świata rzeczywistego (taki wirtualny świat szybko by się zresztą rozbił o tajemnicę Krzyża). Jeśli Pan Bóg do nas mówi, to najczęściej to jego Słowo będzie dotyczyło konkretnych sytuacji naszego życia tu i teraz, będzie pomagało zobaczyć sens w tym co wydawało się bezsensowne (szkoła? praca? choroba?), będzie pomagało uzdrawiać relację z tymi konkretnymi ludźmi, z którymi dziś żyjemy (a nie abstrakcyjnym „bliźnim”), słowem – będzie odwracać nasz wzrok od słodkiej krainy marzeń i stawiać nas z powrotem na ziemi. Będzie raczej formowaniem gliny naszej codzienności, a nie budowaniem szklanych domów. Co nie znaczy, że mamy traktować Biblię wyłącznie jako źródło wskazówek praktycznych dla życia – bo tak naprawdę największą rzeczą, jaką Bóg może nam zaofiarować za jej pośrednictwem, jest poznanie Jego miłości do nas.
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz