„Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą (…). Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście.”
1.Faryzeusze i uczeni w Piśmie z dzisiejszej Ewangelii to ludzie, którzy tak bardzo chcieli być nauczycielami, że zapomnieli, jak to jest być uczniem. Tak bardzo chcieli być ojcami dla swojego narodu, że zapomnieli o tym, że przede wszystkim są tylko małymi dziećmi przed Bogiem. Tak bardzo chcieli być mistrzami i wskazywać drogę innym, że przestali już myśleć o tym, że drogi Pańskie może poznać tylko ten, kto sam z pokorą próbuje po nich iść…
2. Św. Paweł też był faryzeuszem, dobrze znającym Pisma. Wiedział jednak doskonale, że jako nauczyciel, nie jest w pierwszym rzędzie uczniem wielkiego Gamaliela (Dz 22,3), który by - szanowany przez wszystkich Rabbi - siedział sobie wygodnie na honorowym miejscu w synagodze i, nie kiwając palcem, pouczał lud o trudach i pięknie Prawa Bożego. Wiedział, że teraz jest uczniem innego Mistrza – Tego, który najbardziej lubił tytułować się Synem Człowieczym i który dał wszystko co miał i czym był, żeby tylko przyprowadzić ludzi z powrotem do Ojca. Będąc naprawdę Jego uczniem, Paweł mógł z czystym sumieniem napisać: „Będąc tak pełni życzliwości dla was, chcieliśmy wam dać nie tylko naukę Bożą, lecz nadto dusze nasze, tak bowiem staliście się nam drodzy.”
3. Dzisiejsze Słowo Boże mówi o tym, że prawdziwy autorytet zdobywa się poprzez to, ile jest się w stanie dać z samego siebie dla tych, do których się jest posłanym. I o tym, że wiarygodnymi przewodnikami są tylko ci, którzy sami dają się prowadzić Bogu. Także o tym, że ojcem (albo matką) dla innych może być ten, kto pokonując w sobie pokusę bycia ważnym i nieomylnym, sam odnajdzie się w roli dziecka, które siłę i mądrość znajduje dopiero w ramionach Ojca, który jest w niebie. „Kto się uniża, będzie wywyższony...”.
4.Byliśmy wczoraj z kolegami w górach. Na samym początku szlaku szliśmy przez gęsty, bukowy las, stromą ścieżką pod górę (nie było widać szczytu, ale wiedzieliśmy, że jest gdzieś tam, wysoko ponad linią drzew). W pewnej chwili doszliśmy do miejsca, od którego ścieżka zaczęła prowadzić równie stromo w dół. I w tym samym momencie jeden z nas rzucił komentarz, który w takich sytuacjach zawsze pada: „No nie, co jest, mieliśmy przecież iść pod górę, czemu schodzimy?”. Komentarz był oczywiście żartem, bo każdy z nas wiedział, że inaczej nie da się dojść na szczyt…