poniedziałek, 30 stycznia 2012

"Obyście dzisiaj usłyszeli głos Jego..."



IV Niedziela Zwykła,  Pwt 18,15-20; Ps 95,1-2.6-9; 1 Kor 7,32-35; Mt 4,16; Mk 1,21-28

W pierwszym czytaniu Mojżesz obiecuje Izraelowi, że Bóg będzie wysyłał do nich proroków, którzy będą mówić w Jego imieniu. Zaraz potem (tego już czytanie nie obejmuje) czytamy o tym, jak odróżnić prawdziwego proroka od fałszywego. Księga Powtórzonego Prawa podaje kryteria takiego rozróżnienia.

Zastanawiałem się w kontekście niedzielnej Ewangelii i w kontekście mojego (chrześcijańskiego) życia nad takimi właśnie kryteriami. Ewangelia mówi, że Jezus nauczał z mocą, że mówił jak ten który miał władzę, i że ludzie słuchali Go z podziwem. Ale ważniejszym chyba znakiem, i to takim który się powtarza dość często w Ewangelii, jest to, że na dźwięk słów Jezusa odzywają się demony. Na to, co jest autentycznie i do głębi dobre, zło musi zareagować – i w ten sposób, ujawniając się, pośrednio wskazuje na prawdziwość nauczania.

Więc może Jezus mówi do mnie wtedy, kiedy mam do zrobienia jakieś drobne i pozornie bezsensowne zadanie, w stylu napisania streszczenia niezbyt ciekawej książki albo nauczenia się paru nowych słówek? Bo prawie zawsze odzywa się wtedy demon rozmarzenia, sprzedawca tanich ‘snów o potędze’, który zapewnia że przecież ‘do wyższych rzeczy zostałem stworzony’, że ‘kim to ja bym nie był gdyby’ i tym podobne bajki…

Być może wtedy, kiedy każe ucieszyć się czymś drobnym i nieoczekiwanym, podarowanym, choć  nieupragnionym? Bo wtedy często słyszę głos demona smutku, który mówi: nie ciesz się zbytnio, to tylko mała kropla w morzu… Jak możesz się cieszyć z głupiej gołębicy z gałązką oliwną w dziobie, skoro wszędzie dokoła potop?

Pewnie i wtedy, kiedy chce, bym żył wśród tych ludzi, wśród których jestem, choć pewnie, gdybym miał wybór, nie każdego z nich wybrałbym do grona swoich towarzyszy drogi. Bo wtedy zaczyna mówić demon egoizmu i niezadowolenia, i podsuwa mi absurdalne uczucie żalu względem tych, którzy tu są – żalu o to, że nie są akurat tymi, których tutaj nie ma…

Nie wiem, jakie ty masz demony – moje są na przykład takie. I ile razy czuję jak mną szarpią, uważnie słucham – a nuż wśród kakofonii rozedrganych uczuć i niespokojnych myśli usłyszę jasny i czysty głos Jezusa, który naucza z mocą?

PS. Obrazek jest z któregoś z ostatnich numerów Gościa Niedzielnego, wycięty i wklejony do zeszytu nie zachował wiele ze swej wartości estetycznej, aczkolwiek wydaje mi się czytelny i trochę związany z tematem Bożego i diabelskiego spojrzenia na rzeczywistość.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

III Niedziela Zwykła


Czytania: Jon 3,1-5.10; Ps 25,4-9; 1 Kor 7,29-31; Mk 1,15; Mk 1,14-20


„Daj mi poznać Twoje drogi, Panie,
naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami.
Prowadź mnie w prawdzie według Twych pouczeń,
Boże i Zbawco, w Tobie mam nadzieję.”

(Z dzisiejszego Psalmu responsoryjnego)

1. Daj mi poznać Twoje drogi, Panie…”.

Drogi są już wytyczone.
Wytyczone przez słowa, które, choć wielokrotnie kwestionowane i poddawane w wątpliwość, dalej zachowują fascynującą moc i prostotę czegoś ‘nie z tej ziemi’: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół”; „Panie, ile razy mam przebaczać, czy aż siedem razy? - Nie, (…), aż siedemdziesiąt siedem razy”; „Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni”; i wiele innych…
Wytyczone wreszcie przez Tego, który sam te drogi przeszedł, aż do końca. Który bez wytchnienia chodził po całej Palestynie, nauczając i uzdrawiając, ale też oddalał się od ludzi, by przebywać w samotności, sam na sam ze swoim Ojcem. Który miał w sobie dość odwagi, by, stojąc naprzeciw rozwścieczonego tłumu, powiedzieć do jawnogrzesznicy: „Idź i nie grzesz więcej”. Dość wiary w człowieka, by do ludzi, o których wiedział, że długo jeszcze będą dorastać do swojej roli, powiedzieć: „Nazwałem Was przyjaciółmi”. Który miał w sobie Miłość, która pozwoliła Mu wypowiedzieć i zrealizować słowa: „Za nich ja oddaje w ofierze samego siebie…”.

2.”Naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami”.

Drogi są już wytyczone, ale trzeba się jeszcze nauczyć po nich chodzić. Droga dla wszystkich jest ta sama, ale każdy musi przejść ją sam, na swój wyjątkowy i niepowtarzalny sposób. Co innego będzie znaczyło przykazanie o miłowaniu nieprzyjaciół dla zakonnicy, której całe życie upływa za klasztornymi murami, co innego dla licealisty, który musi sobie radzić z przykrymi docinkami kolegów z klasy, a jeszcze co innego dla żony męża–alkoholika. Z innymi trudnościami będzie się zmagał człowiek z natury spokojny, który ma problem ze zdecydowanym reagowaniem na zło, a z innymi ten, który przy byle okazji wpada w złość. Inaczej ktoś, kto nie umie spojrzeć dalej niż sfera własnych potrzeb i interesów, inaczej ten kogo wszyscy wykorzystują, bo nigdy nie potrafi zawalczyć o swoje dobro…

3.”Prowadź mnie… w Tobie mam nadzieję”.

Ostatnia prośba dotyczy Bożego prowadzenia. Jest prośbą o te delikatne wskazówki, znaki, które nie pozwolą  mi zwątpić w to, że na tej drodze nie jestem sam. I o to żebym umiał te znaki widzieć.

Jakie z tego wnioski? Że pójście za Jezusem, o którym czytamy w dzisiejszej Ewangelii, to nie tylko poznanie pewnych zasad życia i przyjęcie ich jako prawa, ale także poznanie samego siebie i późniejszy, żmudny i długotrwały wysiłek, by twe dwie rzeczywistości ze sobą zharmonizować.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

II niedziela zwykła

 

II niedziela zwykła 1 Sm 3,3b-10.19; Ps 40,2.4.7-10; 1 Kor 6,13c-15a.17-20; J 1,41.17b; J 1,35-42

 
1. „Wtedy Pan zawołał Samuela, a ten odpowiedział: Oto jestem. Potem pobiegł do Helego mówiąc mu: Oto jestem: przecież mię wołałeś. Heli odrzekł: Nie wołałem cię, wróć i połóż się spać. Położył się zatem spać. Lecz Pan powtórzył wołanie. (…) Heli spostrzegł się, że to Pan woła chłopca. Rzekł więc Heli do Samuela: Idź spać! Gdyby jednak kto cię wołał, odpowiedz: Mów, Panie, bo sługa Twój słucha.”

Kiedy Bóg woła Samuela, Heli dwa razy każde chłopcu wracać do łóżka i iść spać. Dopiero za trzecim razem rozpoznaje w tajemniczym wezwaniu głos Boga.

Widać, że Helemu była obca wizja Boga, który kieruje losem człowieka niczym instruktor na pierwszej lekcji kursu na prawo jazdy („teraz na światłach w lewo” itp.) - stąd pewna doza sceptycyzmu w doszukiwaniu się Jego bezpośredniego polecenia w głosie, który słyszy Samuel. Mądrość Helego polega jednak na tym, że ostatecznie potrafi rozpoznać i uznać Jego głos; nie zamyka Bogu drogi do serca przyszłego proroka.

2. „Czyż nie wiecie, że (…) już nie należycie do samych siebie?”

O kim można by powiedzieć, że całkowicie należy do siebie i tylko do siebie? Chyba tylko o kimś absolutnie samotnym.

Moje życie jest naprawdę moje (bo nie jestem niczyim niewolnikiem), ale jednocześnie należy w jakimś sensie do tych wszystkich, którym jestem drogi. Z tego poczucia rodzi się odpowiedzialność  za życie – jako coś podarowanego, i coś, co jest wartością nie tylko dla mnie samego.

Sądzę że do takiego myślenia nawiązuje w dzisiejszym czytaniu św. Paweł – skoro Chrystus nabył Cię za tak wielką cenę, skoro jesteś Mu tak bardzo drogi, skoro mogło Cię nie być a jednak jesteś, to Twoje życie jest czymś niezmiernie cennym. Nie możesz go przeżywać byle jak.

U źródeł tej zależności, o której pisze Paweł, nie ma niewolniczego poddaństwa. Jest za to miłość i wdzięczność.

3. „Oni powiedzieli do Niego: Rabbi! - to znaczy: Nauczycielu - gdzie mieszkasz? Odpowiedział im: Chodźcie, a zobaczycie.”

Ten piękny opis powołania pierwszych uczniów przez Jezusa wyszedł spod ręki Jana, który doświadczył niegdyś dokładnie tego samego (niektórzy twierdzą, że to on właśnie był owym „drugim uczniem”, którego Jezus powołał na początku wraz z Andrzejem). Sam kiedyś zaryzykował i, usłyszawszy słowa „Chodźcie, a zobaczycie”, nie cofnął się ani się nie zachwiał w wierze. Ruszył wraz z Mistrzem w drogę, której końca nie znał.

Ewangelię spisywał już pod koniec tej drogi, dlatego ma ona także wartość osobistego świadectwa człowieka, który niegdyś odważył się pójść za Jezusem i…nie zawiódł się.

niedziela, 8 stycznia 2012

Chrzest Pański

 

 Święto Chrztu Pańskiego, Iz 42,1-4.6-7; Ps 29,1-4.9-10 ; Dz 10,34-38; Mk 9,7; Mk 1,6b-11


Dzisiejszy dzień, Święto Chrztu Pańskiego, to dobry moment na to, żeby pomyśleć o tym, czym dla chrześcijanina jest Chrzest.

1."Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie". Te słowa usłyszał Jezus od Ojca w czasie chrztu w Jordanie. Te słowa wyrażają też głębię tajemnicy naszego Chrztu - Ojciec mówi do każdego i każdej z nas: Ty jesteś moim ukochanym dzieckiem. Takie jest Twoje najgłębsze imię i tożsamość. Mam w Tobie upodobanie, to znaczy: podobasz mi się, jesteś moim arcydziełem. Nie z przypadku, ale z miłości stworzyłem Ciebie takim, jakim jesteś.

2.Oprócz Słowa Bożego na tajemnicę Chrztu rzuca też światło sam przebieg obrzędu chrzcielnego. Analizując poszczególne znaki, możemy lepiej zrozumieć, co tak naprawdę we Chrzcie otrzymujemy. Idąc od końca, są to:

Świeca zapalona od paschału - trzymana przez chrzestnego, kiedyś ponoć była tą samą świecą, którą wiele lat po chrzcie wkładano w ręce umierającemu. Ten znak mówi o tym, że chrześcijanin we Chrzcie otrzymuje nowe światło, które przeprowadzi go przez wszystkie ciemności życia, wskaże drogę także wtedy, gdy nie będzie mógł liczyć ani na swój rozum, ani intuicję, a czasem nawet na pomoc innych.

Biała szata - symbol nowego życia, nieskalanego przez grzech. Biel kojarzy się jednoznacznie z czystością. Być może ten znak ma też takie znaczenie: w świecie, który tak mocno naznaczony jest przez kłamstwo, niewierność, manipulację, grę interesów, egoizm (obojętnie czy płyną one z rozczarowania czy z cynizmu) chrześcijanin ma być człowiekiem o czystym i szlachetnym sercu. Ma przypominać światu, czym jest ofiara, bezinteresowność, przebaczenie, prawdomówność, prostota, szczerość, miłość...

Namaszczenie Krzyżmem - przywodzi na myśl namaszczenia, którym w Starym Testamencie poddawano proroków, królów i kapłanów. Oznacza włączenie chrześcijanina w godność kapłańską, królewską i prorocką Chrystusa. Ojcowie Kościoła, którzy pisali o Chrzcie, przypominali też, że było w zwyczaju namaszczać olejem ciała zapaśników przed walką. W tym sensie namaszczenie chrzcielne przypomina nam, że życie zgodne z Ewangelią jest walką, że miłość może zaistnieć w tym świecie tylko wtedy, gdy jest miłością pełną siły i uporu.

Woda - dziś Chrzest dokonuje się najczęściej przez polanie głowy dziecka wodą i wypowiedzenie trzech Imion Boskich. Kiedyś o wiele bardziej powszechny był gest zanurzenia człowieka przyjmującego chrzest w sadzawce chrzcielnej (samo greckie słowo bautidzein - <chrzcić> - oznacza dosłownie <zanurzać>). Gest zanurzenia (zdaje się że jego symbolika jest starsza nawet niż chrześcijaństwo) oznaczał zawsze śmierć, podczas gdy wynurzenie - powstanie do nowego życia. Chrzest jest więc najpierw duchowym złączeniem się z Chrystusem umierającym na Krzyżu, by móc mieć udział w Jego zmartwychwstaniu. Sam znak mówi nam o tym, że w życiu chrześcijanina droga do pełni Życia wiąże się z obumieraniem tego, co znajome i nasze własne, aby móc się otworzyć na nieznane, nowe życie, które daje Bóg.

PS. To rozważanie jest lekko zmodyfikowaną wersją homilii, wygłoszonej przeze mnie na Chrzcie małego Tymka w drugi dzień Świąt.