II Niedziela po Bożym Narodzeniu
Syr 24,1-2.8-12; Ps 147,12-15.19-20; Ef 1,3-6,15-18; 1 Tm 3,16; J 1,1-18
1.Większość kolęd śpiewanych na świecie opowiada,
najczęściej za pomocą obrazów zaczerpniętych z kultury ludowej danego regionu,
o tym, co wydarzyło się w noc Narodzenia: żłóbek, Dzieciątko, pasterze, owce… Kolęda
„Bóg się rodzi” Franciszka Karpińskiego, a właściwie jej pierwsza zwrotka, jest w
tym kontekście wyjątkowa. Nie opowiada, ale próbuje pokazać głęboki sens tego,
co wydarzyło się w Betlejem. Można powiedzieć, że, tak jak większość kolęd jest
zainspirowana początkowymi rozdziałami Ewangelii Łukasza, tak „Bóg się rodzi”
jest wariacją na temat Prologu Ewangelii Jana, który dzisiaj słyszeliśmy w
czasie liturgii. Jako dziecko, śpiewając o tym, że „ogień krzepnie” i „blask
ciemnieje”, bezwiednie wyobrażałem sobie ognisko rozpalone przez pasterzy czuwających
w nocy przy szopce, a tymczasem chodzi o coś innego: każdy wers wyraża, za
pomocą innego obrazu (albo innego paradoksu, czyli sformułowania, które
pozornie jest logiczną sprzecznością), to, co tak naprawdę jest niepojęte i niewyrażalne: Bóg stał się
człowiekiem.
Bóg (odwieczny, niezmienny) – się rodzi
Moc (Bóg Wszechmocny) – truchleje
Pan Niebiosów – obnażony (czy chodzi o to że pokazał się
ludziom, czy po prostu o nagość nowonarodzonego dziecka?)
Ogień (wystarczy pomyśleć o płonącym krzewie, w którym
objawił się Mojżeszowi) – krzepnie
Blask – ciemnieje (wszechogarniający
blask Boga staje się światłością, która świeci pośród ciemności)
Nieskończony – ma granice
Okryty chwałą – wzgardzony
Król nad wiekami – śmiertelny
Słowo (nie takie zwykłe „słowo”, ale „Słowo” z Prologu Janowego,
Syn Boży) – Ciałem się stało.
2.Ta kolęda dobrze wprowadza w treść dzisiejszych czytań, które
próbują wyrazić paradoks Bożego Narodzenia: Boża Mądrość (w dzisiejszym 1 czytaniu),
odwieczna, od zawsze obecna przed obliczem Boga, wybiera sobie konkretne
miejsce na ziemi, konkretny lud – Izraela, by w nim zamieszkać. Odwieczne Słowo
(w dzisiejszej Ewangelii), które „było na początku u Boga”, „było Bogiem”,
przez które „wszystko się stało” – staje się Ciałem – to jest, konkretnie, małym
dzieckiem, położonym na sianie w nędznej szopie, w jakimś miasteczku na
głębokiej peryferii Cesarstwa.
3.Ale wydaje mi się, że czytania, szczególnie Prolog Janowy,
wyrażają jednak coś więcej niż kolęda Karpińskiego. Akcent położony jest nie
tyle na to, że Bóg stał się człowiekiem, ile na to, że, stając się człowiekiem,
nie przestaje być Bogiem. Kiedy Jego Matka trzymała Go, płaczącego i
zziębniętego, na rękach, On trzymał w dłoniach (w tym wypadku „dłonie” to
metafora) cały świat. Jan w bezpośredniej bliskości zestawia
sformułowania, które podkreślają Jego Bóstwo: „Bogiem było Słowo”, „przez nie
wszystko się stało”, „w Nim było życie” - i te które pokazują, że sposób Jego
obecności w świecie jest inny niż obecność Wszechmocnego w stworzeniu: „przyszło
do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli”, „świat Go nie poznał”, choć stał
się przez Nie… Po tej samej linii idzie wspomnienie Jana Chrzciciela jako
świadka, posłanego „aby wszyscy uwierzyli przez Niego” – potrzeba posługiwania
się ludzkimi pośrednikami to też, w tym wypadku, jakaś forma uniżenia się
Boga.
4.Nie wiemy czemu Bóg chciał się objawić w tak niepozorny
sposób. Dlaczego nie pokazał się tak, żeby wszyscy musieli przyjąć Go jako
Stwórcę i Władcę wszechświata, na tej samej zasadzie na jakiej przyjmują prawo
grawitacji czy cykl następujących po sobie dni i nocy. Już apostołowie
zastanawiali się, dlaczego tak jest: Juda Tadeusz pytał Jezusa: „Panie, co się
stało, że nam się masz objawić, a nie światu?” (J 14,22) – to znaczy (jak mi się zdaje),
czemu świat nie dowie się o Tobie inaczej niż przez nasze, tak bardzo niedoskonałe,
pośrednictwo. W odpowiedzi Jezus mówi o tych, którzy Go miłują i będą
zachowywać Jego naukę; podobnie jak w Prologu, jedyną odpowiedzią na fakt
nieprzyjęcia Słowa przez świat są ci którzy jednak Je przyjęli, zyskali moc, aby
stać się dziećmi Bożymi, i świadczą o Nim przed światem.
5.Ta tajemnica Boga, który się uniżył (a jednak, wbrew
pozorom, nie przestaje być Bogiem) ma swoje przedłużenie w Eucharystii. Bóg przychodzi
w formie jeszcze bardziej niepozornej niż w Betlejem – jako kawałek białego
chleba, który łatwo można pomylić np. z opłatkiem. Bóg Wszechmocny, trzymający
w swoich dłoniach świat, historię, moje życie, we Mszy świętej staje się
jeszcze bardziej kruchy, niepozorny, bezbronny (tej bezbronności szczególnie
mocno doświadczyliśmy, katolicy z diecezji Pampeluny i Tudeli, kiedy miesiąc
temu, na wystawie sfinansowanej i wspieranej przez władze miejskie, pewien artysta
pokazał dokumentację fotograficzną swojego dzieła – ponad 200 konsekrowanych
Hostii, które pieczołowicie zbierał uczestnicząc przez pół roku we Mszach
Świętych i przyjmując Komunię, rozłożone na brudnym chodniku, rzekomo w
proteście przeciw pedofilii wśród księży).
6.Pod niepozornym znakiem chleba jest obecny Bóg. To dlatego
te wszystkie znaki i gesty, którymi obrósł przez wieki ten znak najprostszy:
przyklęknięcia, skłony, cisza, pozłacane kielichy, pateny i monstrancje, tabernakula
i ołtarze, i hymn serafinów („Święty, Święty, Święty…”), który w wizji proroka Izajasza
jest śpiewany przed tronem Wszechmocnego, a który my intonujemy bezpośrednio
przed konsekracją, mając przed oczyma kawałek chleba i kilka kropel wina w
kielichu… Jemu te znaki nie są potrzebne, On dał się złożyć na sianie, leżał
wśród zwierząt, w brudzie i ciemności. Ale są potrzebne nam, żeby ożywiać w nas
świadomość, że On tam jest, że w tym kawałku chleba odwieczne Słowo jest
spożywanym przez nas Ciałem.