niedziela, 3 stycznia 2016

Bóg się rodzi



II Niedziela po Bożym Narodzeniu
Syr 24,1-2.8-12; Ps 147,12-15.19-20; Ef 1,3-6,15-18; 1 Tm 3,16; J 1,1-18

1.Większość kolęd śpiewanych na świecie opowiada, najczęściej za pomocą obrazów zaczerpniętych z kultury ludowej danego regionu, o tym, co wydarzyło się w noc Narodzenia: żłóbek, Dzieciątko, pasterze, owce… Kolęda „Bóg się rodzi” Franciszka Karpińskiego, a właściwie jej pierwsza zwrotka, jest w tym kontekście wyjątkowa. Nie opowiada, ale próbuje pokazać głęboki sens tego, co wydarzyło się w Betlejem. Można powiedzieć, że, tak jak większość kolęd jest zainspirowana początkowymi rozdziałami Ewangelii Łukasza, tak „Bóg się rodzi” jest wariacją na temat Prologu Ewangelii Jana, który dzisiaj słyszeliśmy w czasie liturgii. Jako dziecko, śpiewając o tym, że „ogień krzepnie” i „blask ciemnieje”, bezwiednie wyobrażałem sobie ognisko rozpalone przez pasterzy czuwających w nocy przy szopce, a tymczasem chodzi o coś innego: każdy wers wyraża, za pomocą innego obrazu (albo innego paradoksu, czyli sformułowania, które pozornie jest logiczną sprzecznością), to, co tak naprawdę jest niepojęte i niewyrażalne: Bóg stał się człowiekiem.

Bóg (odwieczny, niezmienny) – się rodzi
Moc (Bóg Wszechmocny) – truchleje
Pan Niebiosów – obnażony (czy chodzi o to że pokazał się ludziom, czy po prostu o nagość nowonarodzonego dziecka?)
Ogień (wystarczy pomyśleć o płonącym krzewie, w którym objawił się Mojżeszowi) – krzepnie
Blask – ciemnieje (wszechogarniający blask Boga staje się światłością, która świeci pośród ciemności)
Nieskończony – ma granice
Okryty chwałą – wzgardzony
Król nad wiekami – śmiertelny
Słowo (nie takie zwykłe „słowo”, ale „Słowo” z Prologu Janowego, Syn Boży) – Ciałem się stało.

2.Ta kolęda dobrze wprowadza w treść dzisiejszych czytań, które próbują wyrazić paradoks Bożego Narodzenia: Boża Mądrość (w dzisiejszym 1 czytaniu), odwieczna, od zawsze obecna przed obliczem Boga, wybiera sobie konkretne miejsce na ziemi, konkretny lud – Izraela, by w nim zamieszkać. Odwieczne Słowo (w dzisiejszej Ewangelii), które „było na początku u Boga”, „było Bogiem”, przez które „wszystko się stało” – staje się Ciałem – to jest, konkretnie, małym dzieckiem, położonym na sianie w nędznej szopie, w jakimś miasteczku na głębokiej peryferii Cesarstwa.

3.Ale wydaje mi się, że czytania, szczególnie Prolog Janowy, wyrażają jednak coś więcej niż kolęda Karpińskiego. Akcent położony jest nie tyle na to, że Bóg stał się człowiekiem, ile na to, że, stając się człowiekiem, nie przestaje być Bogiem. Kiedy Jego Matka trzymała Go, płaczącego i zziębniętego, na rękach, On trzymał w dłoniach (w tym wypadku „dłonie” to metafora) cały świat. Jan w bezpośredniej bliskości zestawia sformułowania, które podkreślają Jego Bóstwo: „Bogiem było Słowo”, „przez nie wszystko się stało”, „w Nim było życie” - i te które pokazują, że sposób Jego obecności w świecie jest inny niż obecność Wszechmocnego w stworzeniu: „przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli”, „świat Go nie poznał”, choć stał się przez Nie… Po tej samej linii idzie wspomnienie Jana Chrzciciela jako świadka, posłanego „aby wszyscy uwierzyli przez Niego” – potrzeba posługiwania się ludzkimi pośrednikami to też, w tym wypadku, jakaś forma uniżenia się Boga.

4.Nie wiemy czemu Bóg chciał się objawić w tak niepozorny sposób. Dlaczego nie pokazał się tak, żeby wszyscy musieli przyjąć Go jako Stwórcę i Władcę wszechświata, na tej samej zasadzie na jakiej przyjmują prawo grawitacji czy cykl następujących po sobie dni i nocy. Już apostołowie zastanawiali się, dlaczego tak jest: Juda Tadeusz pytał Jezusa: „Panie, co się stało, że nam się masz objawić, a nie światu?” (J 14,22) – to znaczy (jak mi się zdaje), czemu świat nie dowie się o Tobie inaczej niż przez nasze, tak bardzo niedoskonałe, pośrednictwo. W odpowiedzi Jezus mówi o tych, którzy Go miłują i będą zachowywać Jego naukę; podobnie jak w Prologu, jedyną odpowiedzią na fakt nieprzyjęcia Słowa przez świat są ci którzy jednak Je przyjęli, zyskali moc, aby stać się dziećmi Bożymi, i świadczą o Nim przed światem.

5.Ta tajemnica Boga, który się uniżył (a jednak, wbrew pozorom, nie przestaje być Bogiem) ma swoje przedłużenie w Eucharystii. Bóg przychodzi w formie jeszcze bardziej niepozornej niż w Betlejem – jako kawałek białego chleba, który łatwo można pomylić np. z opłatkiem. Bóg Wszechmocny, trzymający w swoich dłoniach świat, historię, moje życie, we Mszy świętej staje się jeszcze bardziej kruchy, niepozorny, bezbronny (tej bezbronności szczególnie mocno doświadczyliśmy, katolicy z diecezji Pampeluny i Tudeli, kiedy miesiąc temu, na wystawie sfinansowanej i wspieranej przez władze miejskie, pewien artysta pokazał dokumentację fotograficzną swojego dzieła – ponad 200 konsekrowanych Hostii, które pieczołowicie zbierał uczestnicząc przez pół roku we Mszach Świętych i przyjmując Komunię, rozłożone na brudnym chodniku, rzekomo w proteście przeciw pedofilii wśród księży).

6.Pod niepozornym znakiem chleba jest obecny Bóg. To dlatego te wszystkie znaki i gesty, którymi obrósł przez wieki ten znak najprostszy: przyklęknięcia, skłony, cisza, pozłacane kielichy, pateny i monstrancje, tabernakula i ołtarze, i hymn serafinów („Święty, Święty, Święty…”), który w wizji proroka Izajasza jest śpiewany przed tronem Wszechmocnego, a który my intonujemy bezpośrednio przed konsekracją, mając przed oczyma kawałek chleba i kilka kropel wina w kielichu… Jemu te znaki nie są potrzebne, On dał się złożyć na sianie, leżał wśród zwierząt, w brudzie i ciemności. Ale są potrzebne nam, żeby ożywiać w nas świadomość, że On tam jest, że w tym kawałku chleba odwieczne Słowo jest spożywanym przez nas Ciałem.