II niedziela Wielkiego Postu, Rdz 12,1-4a; Ps 33,4-5.18-20.22; 2 Tm 1,8b-10; Mt 17,7; Mt 17,1-9
„Abram udał się w
drogę, jak mu Pan rozkazał, a z nim poszedł i Lot.” (Rdz 12,4)
Abraham
udał się w drogę. Zostawił swoją ziemię rodzinną i ruszył do ziemi którą Bóg
miał mu ukazać (co za kontrast – z jednej strony ziemia rodzinna, coś
konkretnego i znanego, z drugiej strony ziemia która nawet nie jest w żaden
pozytywny sposób określona, po prostu jako coś nieznanego, ale obiecanego), bo
usłyszał głos Boga. Abraham był w pewien sposób uprzywilejowany – Bóg odezwał
się do niego w taki sposób, w jaki nie odzywał się do nikogo przedtem.
Lot
też wyruszył z ziemi rodzinnej do ziemi nieznanej, chociaż sam nie usłyszał
bezpośrednio głosu Boga. Po prostu zaufał świadectwu swojego stryja.
W
Ewangelii czytamy o trzech uczniach Jezusa, którzy, podobnie jak Abraham, dostąpili
niebywałego przywileju: mogli przez chwile ujrzeć chwałę Bożą na obliczu Jezusa
– tym samym obliczu, które niedługo potem mieli oglądać jako oblicze
upokorzone, oplute i krwawiące. Mogli też usłyszeć głos Ojca, który mówił: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam
upodobanie, Jego słuchajcie!” (Mt 17,5). Jednym z trzech uczniów, o których
mowa, był Piotr, który tak później opisał to doświadczenie:
„Nie za wymyślonymi
bowiem mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana
naszego Jezusa Chrystusa, ale [nauczaliśmy] jako naoczni świadkowie Jego
wielkości. Otrzymał bowiem od Boga Ojca cześć i chwałę, gdy taki oto głos Go
doszedł od wspaniałego Majestatu: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam
upodobanie. I słyszeliśmy, jak ten głos doszedł z nieba, kiedy z Nim razem
byliśmy na górze świętej.”
(2 P 1,16-18)
Mimo
to, to nie na tym doświadczeniu opiera się wiara Piotra. I on sam przypomina o
tym adresatom swojego listu, którzy, w większości, z pewnością nie mogli
oglądać tego, co on oglądał. Zaraz po tym, jak opisał moment Przemienienia,
pisze do nich:
„Mamy jednak
mocniejszą, prorocką mowę, a dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali
jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda
poranna wzejdzie w waszych sercach.”
(2 P 1,19)
Zatem
wiara, do której jesteśmy powołani, ma (oczywiście w pewnym, ściśle określonym,
sensie) więcej wspólnego z wiarą Lota niż Abrahama. Nie zaczyna się od
mistycznego doświadczenia (wizji bądź głosu), ale od zaufania świadectwu, które
jest przekazywane w Piśmie Świętym, w liturgii, w życiu Kościoła. I nie jest to
coś wyjątkowo odnoszącego się do naszych czasów i do naszej, mocno przytępionej,
wrażliwości religijnej. Zawsze tak było, o czym zaświadcza Piotr. Ten, który
słyszał głos Ojca rozlegający się z nieba, paradoksalnie twierdzi że „prorocka
mowa”, dostępna wszystkim wierzącym, jest „mocniejsza”. I to właśnie ta mowa,
tak pozornie mało różniąca się od tego wszystkiego co ludzie powiedzieli bądź
zapisali od zarania dziejów aż po dziś dzień, jest w stanie rozświetlić
wszystkie ciemności.