niedziela, 25 stycznia 2015

Lekarstwo



„Chrystus przecież również cierpiał za was i zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami. On grzechu nie popełnił, a w Jego ustach nie było podstępu. On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie. On sam, w swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo, abyśmy przestali być uczestnikami grzechów, a żyli dla sprawiedliwości - Krwią Jego zostaliście uzdrowieni” (1 P 2,21-25).

Słowa dla ludzi krzywdzonych, którym brakuje siły żeby się bronić. Zdarzają się takie sytuacje – ktoś nas wyśmieje albo zmiesza z błotem, a my nie jesteśmy w stanie nawet mu odpowiedzieć. Często potem zaczynamy w myślach układać plany zemsty, cięte riposty albo mowy obrończe. Czynność bezpłodna i bezsensowna, bo wiadomo że jak przyjdzie co do czego, takie fantazje na nic się nie zdają, stajemy równie bezsilni jak poprzednim razem.

Chrystus zostawił nam wzór jak postępować w takich sytuacjach. 

Gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, nawet w myślach.

Kiedy cierpiał, nie stawał ani jako niewinny we własnych oczach, ten który ma rację, ani nie dawał w siebie wsączyć przekonania że cierpi słusznie, że dzieje mu się to na co zasłużył przez własną słabość czy głupotę (ostateczny tryumf każdego kto zadaje przemoc – pogarda ofiary dla samej siebie). Oddawał się jedynemu Sędziemu, który mógł osądzić sprawiedliwie, widząc tak Jego słabość jak i Jego niewinność.

Nasze grzechy, uobecnione w zadanej Mu przemocy, zaniósł na Krzyż w swoim Ciele. Nie w głowie, w myślach, bo to co jest tylko w głowie, stosunkowo łatwo daje się poukładać i zneutralizować, zmienić w coś bardziej szlachetnego niż jest w rzeczywistości. Ale właśnie w ciele które, krzywdzone, czuje ból, jest napięte, płonie ze wstydu i nie poddaje się zabiegom „uszlachetniającym”. „Kiedy się cierpi naprawdę, zawsze się cierpi źle” (Henri de Lubac).

„Krwią Jego ran jesteśmy uzdrowieni”. Wszyscy, uwikłani w przemoc i krzywdę, grę silniejszego i słabszego, po którejkolwiek ze stron. Jego krew uzdrawia butę krzywdzącego jak i nienawiść rodzącą się w sercu krzywdzonego, płonącego żądzą odwetu, którego nie jest w stanie zrealizować. Oczywiście, ostatecznie doświadczymy tego w przyszłym eonie, wtedy gdy zakróluje Ten, który nie jest ani absolutnie po stronie słabości i łagodności ani absolutnie po stronie dumy i siły – którego Pismo Święte nazywa jednocześnie Barankiem Zabitym i Lwem Judy.


Przyszło mi to wszystko do głowy, kiedy myślałem o tym jak żyją dziś chrześcijanie w wielu częściach świata. I nawet nie ci, którzy oddają życie za wiarę, ale ci którzy żyją na co dzień w klimacie cichej pogardy. Którzy są na co dzień narażeni na przemoc, ale też na to że do ich serca wkradnie się nienawiść, że zostaną zatruci żądzą odwetu, że zaczną marzyć nocami o tym żeby stać się dokładną kopią swoich prześladowców.

Tekst z Listu Piotra pasuje tutaj o tyle że jest częścią dłuższej nauki którą Apostoł kieruje do niewolników, znoszących cierpienie ze strony swoich panów. Ten kontekst w jakimś sensie zawęża też zakres tych rozważań do sytuacji kiedy naprawdę nie ma możliwości skutecznej obrony (bo co mógł zrobić w I wieku po Chrystusie niewolnik wobec okrutnego pana?). Bo w wielu wypadkach można, i trzeba się bronić, ale to już temat na inny tekst.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz