piątek, 23 marca 2012

Tulebras



Nieduże miasteczko przy południowej granicy Nawarry: parę domów, bar, nieczynna stacja kolejki, dwunastowieczny klasztor. W klasztorze romański kościół, ogród, krużganki i około dwudziestu sióstr.

Byliśmy tam przejazdem jakieś dwa tygodnie temu. Przyjechaliśmy, przeszliśmy się po dziedzińcu klasztornym, porozmawialiśmy chwilę z siostrą która miała akurat dyżur w księgarence. Muzeum klasztorne zamknięte. Apsydy kościoła nie można obejrzeć z zewnątrz, bo do ogrodu się nie wchodzi. Krużganki nie są udostępniane zwiedzającym. Siostra (skądinąd przesympatyczna staruszka) zamieniła z nami kilka słów i wróciła do książki. Nikt wokół nas nie skakał, nie prowadził do najgłębszych zakamarków zabytkowego klasztoru, nie próbował na siłę przekonać że to właśnie to miejsce jest wyjątkowe i warte odwiedzenia. Klasztor ma swoje życie i jeśli czasem dopuszcza do niego ludzi z zewnątrz, to tylko na swoich zasadach. Jedno z niewielu miejsc które się nie poddało dyktaturze ludzi z aparatami, pożeraczom kolejnych turystycznych ciekawostek i producentom milionów gigabajtów zdjęć których potem nikt nie ogląda.

Uderzyła mnie normalność tego miejsca. To że ono po prostu sobie jest i ani siostry, ani nikt w okolicy nie robi z tego specjalnej sensacji. Autentyzm, który nie próbuje na siłę być autentyczny. Nonkonformizm który nie wie, że jest nonkonformizmem. W świecie w którym jeśli się nie pokażesz (chociażby jako przeciwieństwo i zaprzeczenie zasad tego świata) to cię nie ma, klasztor po prostu jest. I wydaje się że dobrze spełnia swoją najważniejszą funkcję.

Zostaliśmy u sióstr na Nieszpory. Najpierw był hymn o wędrówce przez pustynię i tęsknocie za Ziemią Obiecaną. Potem śpiewaliśmy Psalmy. Bez pośpiechu, powoli, ale bez sztucznego przeciągania. Nic wielkiego, melodie wcale nie gregoriańskie, żadnych wstawek z liturgii Wschodu, głosy sióstr też najzwyczajniejsze w świecie. A mimo to, po pół roku odmawiania Brewiarza samemu, albo (co chyba gorsze) wspólnego, pośpiesznego odczytywania na głos, po pół roku notorycznego odprawiania Mszy bez żadnych śpiewów - miałem łzy w oczach.

Szczerze mówiąc, kiedy ciągle słyszę o Nowych Formach Ewangelizacji, rekolekcjach na Facebooku, fascynacji chrześcijańskim Wschodem, chrześcijańskiej medytacji, charyzmatach, ewangelizacji ulicznej, teologii laikatu, rytach nadzwyczajnych, tańcach liturgicznych, reformie reformy, to tęsknię za taką zwyczajną, pobożną normalnością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz