„Poza Kościołem nie ma księdza” - taki tytuł nosi esej literaturoznawcy, profesora Ryszarda Koziołka, który przeczytałem ostatnio na stronie jednego z tygodników. Punktem wyjścia jest w nim obraz księdza, pukającego do zamkniętych drzwi Kościoła, w którym zgromadzeni są wierni. Jest to rzekomo obrzęd pojawiający się w liturgii Niedzieli Palmowej w Kościele greckim. Choć, jak Autor sam przyznaje, przekazana ustnie informacja o obrzędzie okazała się być zniekształcona, obraz pozostał na tyle sugestywny, że stał się zaczątkiem tekstu, dotykającego, najogólniej rzecz biorąc, relacji księdza i świeckich w Kościele.
Główna myśl tekstu jest następująca: ksiądz to „człowiek odłączony”, nie mający ani prawdziwego życia prywatnego (jako nieposiadający rodziny i nieobarczony trudami zwyczajnego życia), ani też nie uczestniczący w życiu publicznym (rozumianym jako działalność biznesowa czy polityczna). Jego jedyną racją bytu jest Kościół, pojęty jako wspólnota ludzi, dla których i z którymi żyje. Poza Kościołem go nie ma, rozpływa się w niebycie i bezsensie. Dlatego, próbuje pokazać Autor, ksiądz o wiele bardziej potrzebuje ludzi niż ludzie księdza.
Tłem artykułu są ostatnie skandale w Kościele, a szczególnie reakcja na nie ze strony niektórych przedstawicieli duchowieństwa, zdaniem Autora będąca jedynie unikiem i mydleniem oczu. Dlatego wzywa on do swoistej formy dyscyplinowania księży przez świeckich. Zamiast czekać na akceptację kleru, lud powinien poczekać, aż kler zrozumie, że sam musi zasłużyć sobie na akceptację, bo inaczej czeka go smutna egzystencja poza marginesem wspólnoty.
Tekst nie jest manifestem, ale - jak pisze Autor - opartym o literaturę „ćwiczeniem z wyobraźni teologicznej dla nieteologów”. Cytując dzieła literackie, prof.Koziołek przedstawia bezsens sytuacji księdza żyjącego poza wspólnotą wiernych. Jest więc fragment z „Ostatniej bitwy templariusza”, powieści przygodowej Arturo Pérez-Reverte, gdzie ksiądz-wysłannik Watykanu rozmawia z wiejskim proboszczem, znanym mizantropem. Rozmowa stopniowo odsłania powód jego mizantropii - topniejące szeregi wiernych, praca sprowadzająca się do namaszczenia chorych, pogrzebów i Mszy Świętych sprawowanych dla garstki obojętnych ludzi. Samotność i smutek.
Przeciwieństwem takiego życia jest spokojna egzystencja anglikańskiego duchownego z idyllicznej, XVIII-wiecznej powieści „Pleban z Wakefieldu”. Tytułowy pleban, pokładający ufność w Opatrzności, mimo różnych trudności osiąga sukcesy tak w życiu prywatnym, jak i publicznym - jako szanowany obywatel i głowa szczęśliwej i dostatniej rodziny. Dla Autora eseju symbolizuje on marzenie dzisiejszych księży, żeby, odrzucając napięcie między Królestwem Bożym a światem, uciec w spokój prywatnego życia.
Dalej pojawia się „Zamek” Franza Kafki, w którym geodeta K. przybywa w zimie do pewnej wioski z poleceniem wymierzenia tajemniczego Zamku, o którym nikt nic nie wie i którego sam K. bezskutecznie szuka, błądząc przez mgły i błota. „Zamek w tej opowieści jest naszym zamkniętym kościołem” - komentuje prof.Koziołek.
Na końcu jest jeszcze mało chyba znana powieść „Pustynia Tatarów”, o młodym poruczniku, który „pragnąć egzotyki, przygód i chwalebnych czynów” wybiera służbę w Fortecy. Została ona wzniesiona do obrony przed nieprzyjacielem, ale ten nigdy nie nadchodzi. Porucznik, „pełen wiary i gotowości do ofiar trwa 30 monotonnych lat w niepotrzebnej służbie”.
„Plebania, Zamek i Forteca, wbrew ich kamiennej solidności, są mirażami. Nie ma czego bronić ani komu zdobywać. Właściwą realnością Kościoła są świeccy chrześcijanie, a treścią prośby odłączonego księdza jest prawo do bycia z nimi razem” - tak podsumowuje prof.Koziołek swoje „ćwiczenie z wyobraźni teologicznej”.
Oczywiście, widać od razu, że cały tekst niewiele ma wspólnego z perspektywą teologii czy w ogóle wiary - mowa w nim o Kościele, o świeckich, o księżach, ale zupełnie nieobecny jest w nim Ten, dla którego i dzięki któremu istnieje Kościół. Tym niemniej, wydaje mi się, że Autorowi udało się powiedzieć kilka ważnych rzeczy. Przede wszystkim dość dobrze zlokalizował iluzje, którym na różnych etapach życia ksiądz może ulegać.
Po pierwsze: stabilne, spokojne i względnie dostatnie życie, które symbolizuje Plebania. Pośpiesznie odprawiona Msza, krótkie (jak najkrótsze) spotkanie dla grupy modlitewnej, a potem dom, ciepłe kapcie, spokój, telewizja albo biblioteka, grill u znajomych, wycieczka zagraniczna czy cokolwiek innego. To wszystko, co zawiera się w symbolu Plebanii to z pewnością rzeczy konieczne do zachowania psychicznej równowagi, ale, kiedy stają się celem samym w sobie, stanowią tak naprawdę ucieczkę od rzeczywistości.
Po drugie, syndrom oblężonej twierdzy, który symbolizuje Forteca. Przywdziewanie szat ostatnich obrońców Cywilizacji. Delektowanie się opowieściami o upadku Kościoła na Zachodzie - niby pełne troski, a tak naprawdę podszyte radością z tego, że u nas lepiej. Rozmowy niezmiennie krążące wokół kolejnych szykan czy upokorzeń, jakich Kościół doznaje od swoich wrogów w różnych miejscach na świecie. Mamy tu oczywiście do czynienia z obserwacjami czy przekonaniami, które niekoniecznie są błędne (w moim mniemaniu w dużej mierze nie są). Mogą jednak stanowić łatwą ucieczkę od realnego życia. Narzekanie na zły stan Kościoła w skali makro często w żaden sposób nie przekłada się na troskę o poprawę jego stanu w tym zakresie, jaki zależy od mojego zaangażowania.
Środkowa z trzech iluzji - Zamek - jest chyba najtrudniejsza do zinterpretowania. Można jednak widzieć w niej ucieczkę w indywidualną duchowość czy pobożność, w obliczu trudności w kształtowaniu relacji z żywym Kościołem.
To, co dla mnie najciekawsze w omawianym eseju, to tytułowe „poza Kościołem nie ma księdza”. Rozumiem je trochę inaczej niż Autor; nie w duchu „walki klas”, którą niektórzy uporczywie próbują przenieść na grunt myślenia kościelnego, ale jako przypomnienie tego, co jest istotą księżowskiego życia. Chodzi o spojrzenie od drugiej strony na słynne hasło, które ukuł, zdaje się, św.Cyprian w ogniu polemiki z trwającymi w schizmie donatystami. „Poza Kościołem nie ma zbawienia”, hasło-ostrzeżenie przed szukaniem indywidualnych ścieżek wiary poza wspólnotą, w uszach księdza ma brzmieć jak przypomnienie, że zarówno jego wieczne zbawienie, jaki i spełnienie w doczesnym życiu, nie ma szans się uobecnić poza Kościołem; Kościołem, który jest konkretnym ciałem, złożonym z konkretnych ludzi, nie dobieranych według własnych gustów, ale tych oto, których w danym momencie życia spotyka na ulicy, przy ołtarzu, czy po drugiej stronie kratek konfesjonału. „On nam zapoczątkował drogę nową i żywą, przez zasłonę, to jest przez ciało swoje” (Hbr 10, 20); „Wy przeto jesteście Ciałem Chrystusa” (1 Kor 12,27).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz